gdzieś w Polsce
w parku pod wierzbami
przy stoliku w zieleni
zmęczoy piłem kawę
fortepian klapnął -
podnosząc kobieta wypuściła z rąk
klapę nad klawiaturą -
na dźwięk Szopena wierzby zadrżały
nawet dąb zasłuchany stracił majestat -
przypomniałem sobie tamto
rozmyślanie przy piwie:
"popołudnie w dużym mieście
przy pubach amfilada ogródków
rozmowy dyskusje przepijanie
pod kolorowymi parasolami -
był we mnie zakochany ale tamta
nęciła go bujnymi piersiami
wylewały się z biustonosza -
politycy nas zniszczą chcą tylko władzy
ludzie i ich problemy głębiej ich nie interesują -
miałam na spacerze z dziećmi problem
jedna kupa w pampersie
a czterolatek też chce"
siedziałem smakując piwo
patrzyłem w kartkę pisząc ten wiersz
docierało do mnie przekonanie
że tacy właśnie tu obok
dadzą świadectwo i swoją krew
za to nazywa się patetycznie
ojczyzna - nikt ich nie wspomni
nikt nie zapłaci za ich życie
będą tak bezimienni jak w polu kamienie
właściwie powinienem uronić kilka łez -
papier wszystko przyjmie - jednak
rozpierała mnie duma że siedzę tu wśród nich
mogę się z nimi złączyć i zjednoczyć
chciałem tak posiedzieć - popatrzyłem
z dumą wkoło
zamówiłem drugie piwo
Dodane przez jotelwu
dnia 28.12.2010 11:02 ˇ
5 Komentarzy ·
1128 Czytań ·
|