oniryk nr 5
bezmiar samoczującego bólu gdzie nigdzie
i wszędzie zawarty jest środek
o niewiadomej godzinie gdzieniegdzie
wykwitają znieczulice
mogę się już w sobie orientować
ustalać dystanse łączyć punkty w krzywe
w kośćce w imiona plejad
z niejasnych przyczyn wyrasta równia
nad nią sklepieje cierpienie
wychodzę ogniskowa zwierciadła
trzymanego przeze mnie oburącz
niewielki obszar matowieje i puchnie
rozlewa sie w grymas
drżenie warg zyskuje na brzmieniu
bez pryzmatu nie dostrzezesz w świetle poezji
nie poznasz ceny nie zmierzysz krwi
jaką trzeba wtłoczyć w odbicie
żeby wydało choć jedno źdźbło tęczy
nazywaj nas świątynia albo teatrem
oniryk nr 5a
obserwuje ją w ciasnej zadymionej klitce
w depresji jest znacznie bliższa boskości
zwinięta w embrion bardziej kulista
rozwija pępowinę taśmy
ze szpuli
tnie gdzie popadnie
na przypadkowe długości
po czym równie bezmyślnie łączy
słychać wyraźnie że los nie jest ślepcem
nie nazywaj nas/wiecej
czytamy/niebo z kałuż
ludzką nagość/z łazienkowych luster/
trenuj/oko
zobaczysz/w nich/ściany na których wiszą
oniryk nr 6
zobaczyłem je w kluczu
tak jak nie
przemieszczały się nigdy
dotąd
klucz wróbli otworzył obłok
Dodane przez vacuum
dnia 15.12.2010 14:30 ˇ
3 Komentarzy ·
666 Czytań ·
|