Płowieje pejzaż i pędy miasta dziczeją w półmroku.
Znajome zapachy znikają pod błotem.
Rzeźbimy źrenice odbite w brudnych szybach tramwaju.
Z gazet łykamy ploteczki o gwiazdach czy świecie bogaczy.
W rączkach dziecka harmonia rozpacza:
Czarne oczy tlą się na sopkach Mandżurii.
Tylko grosik, Pani, grosik, bułki nie chcę.
Już umieram - czy jeszcze ktoś mnie słyszy? -
Nie jadłem śniadania i proszę o niewielką forsę,
mam przeklętą krew, przyjechałem z Bielska,
jeszcze miesiąc, może dwa i koniec z bólem,
ale nie dostrzegacie braku witamin i głodu,
bo taki kraj, Polska ślepców, ojczyzna żebraków.
Przez chwilę wpadamy w drzemkę, wchodząc na salony.
Na półmiskach bażanty, piersi perliczki, bieługi.
Panowie proszą panie do białego walca.
Nic z naszych marzeń. Przystanek na żądanie,
zostawiamy dziecko i ćpuna na stożkach
wygasłych wulkanów w Mandżurii.
Dodane przez timbuku
dnia 12.12.2010 18:01 ˇ
5 Komentarzy ·
787 Czytań ·
|