Dopiero około siedemdziesiątej wiosny odkrywasz
jak paskudna potrafi być jesień, nawet ta midasowa.
Niezależnie od pory więcej pogody pod psem Huskee
szpitalnego Sybiru, białych plam w pamięci, komunijnych
(o)płatków, które na języku zbyt wolno się roztapiają.
I takie obrazki: szósta rano, na TV Trwam śnieży,
po godzinie same lepią się bałwany. Za oknem pole
zasp, zaspany kierowca pługu stara się wyorać asfalt.
Strącane przez ciecia ostrza sopli dźgają chodniki. Skrzypią
drzwiczki, dziadek pali w piecu deskami z połamanych sanek.
Bez modlitwy, śniadanie, mrozi mnie wzrokiem. Jest ciepło,
jest chłód. Latem pogrzeb. Mimo 30-stu Celsjuszy Antarktyda.
Jakiś mróz szczypie na dowód, ale czego? Potem trudniejsze:
rozmrażam lodówkę, rzeczy pakuję w styropianowe pudła,
oglądam zdjęcia, płynie kra w żyłach, taka krioterapia.
Dodane przez greg
dnia 11.12.2010 12:26 ˇ
9 Komentarzy ·
1054 Czytań ·
|