Dni płyną. Goni nas wściekła piana, chce nam
oblepiać usta. Nasza łajba pruje fastrygę
między błękitami, czasem orze podwodny zagon,
a wtedy kiełkują po nas wodorosty.
I jeszcze jedno okrążenie, gwiżdże wuefista.
Buty całkiem przesiąkły, musiałem cały dzień
chodzić po wodzie. W spuchniętej kostce
zamieszkał Bóg i teraz przeszywa mnie
jego ból. Widziałem psa, który jadł panu z ręki.
Na ramieniu mam duszę, dyszę jak parowóz,
wypełniony mocą, przemoczony. Z kieszeni
(synu, znalazła się twoja zguba) wyjąłem fokę.
|