Grał jakby jutro miało nie przyjść na stare Bródno, tyłem do niech,
ognisk znad centrum, ludnych przedmieść, wielkiego miasta zimny płomień.
A mury runą, runą, runą, wznosił wysoko swój oczami
z gasnącą dniem śródmiejską łuną, pożarem miasta - wieczorami.
W ruinach pergol z macewami zerżnięte z Tory epitafia
przekute wypożyczał tanio, hebrajski z jidysz - ( chybił trafił),
Mroczna kapela podwórkowa, plac zabaw w miejscu na mogiłę,
ze swojską łuną księżycową, bezdomny Rabbi w głuchej gminie.
Ubrany w czarne kapelusze z ostatnim dryfem sal barowych
skulony cień króliczych duszy, pochłaniał dreszcz harmonijkowy.
Mówił, że gra co noc by zgłuszyć stukot łańcucha kajdaniarzy,
od fabryk dusz przez własną duszę w bródnowskie getto - jego azyl.
Bronek z Obidzy Kozieński
Dodane przez kozienski8
dnia 08.12.2010 08:14 ˇ
12 Komentarzy ·
1781 Czytań ·
|