Słońce między konarami klonu, nad gzymsem.
Matka, kiedy ją wkurwię, tupie nogą, bowiem
ma mnie za psa. Jednak gdy sąsiadka znów powie,
że jest jej mnie żal, matka rzeknie, że z ich synkiem,
starszym ode mnie, który wciąż pije i pije
i ma bardzo chore nogi, jest jeszcze gorzej.
Słońce nie zaszło, ale już jest niewidoczne.
A ojciec, kiedy doń fiknąłem, skurwysynem,
niczym i zerem mnie nazwał. Jednak gdy sąsiad
powie mu, że mam tyle lat, a walę konia,
ojciec rzeknie, że tak mnie wychował, że w każdej
dziewczynie i kobiecie widzę świętą Marię.
Słońce zaszło, zabierając z sobą klon i gzyms.
Pójdę na swoje, kiedy
zemrze tych sąsiadów syn.
lipiec 2010
Dodane przez Krzysztof Bencal
dnia 02.08.2010 07:35 ˇ
5 Komentarzy ·
774 Czytań ·
|