Wiele razy mrugał do mnie ryciną ze starego czoła.
Gmach opadał powoli w ziemię, murszał, pił wilgoć,
potem zastygał cofając czas.
Gorący czaj, barometr na ścianie olejny
Marszałek. W Wiśle pływają rubiny,
złote obrączki szukające palców.
Sąsiedzi nie patrzą jak zdrapuje z drzwi
własną klepsydrę, jak nie trafia potem zwitkiem do kubła.
Widmo jest suche i pęka.
Żółć na opasce, w okolicach płuc.
Ręczna powielarka, brunatne krzesło. Magiel był kiedyś
jego schronem, palili machorę i niemiecką prasę.
Gdybyś chociaż raz synku wyczyścił Peema,
tego, co leżał pod hałdą węgla. Nikt go nigdy nie
znalazł, nie przymierzał. Pierwszego poszedłem boso
na cmentarz, miałem kolegów za ogrodzeniem.
Mógłbym teraz odejść od zmysłów i nic nie pamiętać.
Tylko nalej w szklankę trochę gencjany
i złap mi tego tłustego gołębia.
Dodane przez Bielan
dnia 30.07.2010 07:16 ˇ
7 Komentarzy ·
823 Czytań ·
|