Jeździłem w każde wakacje,
pasterz rodziny mrugał werniksowo
z południowej ściany.
Dom wstępował powoli w ziemię,
kiedy wchodziłem do niego
wracał do wczoraj.
Spienione mleko płynęło po kuchni,
placki tańczyły na fajerkach,
komin ociekał połciami słoniny,
a pod sufitem rdest i macierzanka
bratały się z czosnkiem.
Ten z pokoju bez okna wciąż palił
skręty w niemieckiej gazecie.
Synku wyczyść żarna, przemielemy czas
na ekologiczny - będzie zdrowiej...
Zanim zniknę w cieniu starych drzew,
nalej w szklankę tego co skapnęło za stodołą,
abym nic nie pamiętał.
Wakacje już pogrzebałem,
tylko wpięty w sny rzemienny sandał
wciąż czeka na dziecięcą stopę.
Sąsiedzi przychodzą i odchodzą ślepi
jak codziennie zdejmuję z drzwi
mój porcelanowy uśmiech.
/Jan Gawarecki/
Dodane przez topor
dnia 08.07.2010 17:40 ˇ
14 Komentarzy ·
923 Czytań ·
|