Swąd w całym mieszkaniu. Najpierw
stoję w mundurku szkolnym. Potem
w mundurze wojskowym. Na koniec
w trumnie po cywilnemu.
Wypala kartofle,
całe kosze w łupinach,
ujmuje głodne spojrzenia
w podstarzałe garnki
W chciwe wargi świata
wypieka bólem wszystko
czego nawet nie zliczysz.
Bóg jeden wie jak ona nie jest.
Matka.
Od lat nie zdejmuje bandaży
jej nogi opuchnięte
a zachowuje się jak na defiladzie.
Bierze środki nasenne
i dalej gdzieś idzie.
Ojciec pozostał przy życiu,
tam gdzie rozsiał pamięć
siedzimy w cieniu tych drzew.
Lata biegną coraz wyżej
w obejściu wiatr tańczy
z uschniętą topolą, brak mu
naszych bujnych czupryn
i papierowych latawców, brak.
1978 r.
|