nastaje pora deszczowa. odwieczny rytuał: ojciec chowa
do kieszeni papierosy i wychodzi. zawsze lubił patrzeć jak woda
zabierała nam podwórze, powiększała niebo, podwajała liczbę kominów
i dachów. idę za nim. wabi mnie zapach i mętne światło.
chwilę później brodzimy w trawie, mlecze sięgają do połowy łydek.
zdarza mi się podnieść kamień lub ślimaczą skorupę, nazwać drzewo
które ledwo co otrząsnęło się po deszczu. ręce ułożone w koszyczek
nastawiam jak pułapkę i czekam.
wieczór podąża leniwie śladami ojcowskich butów.
Dodane przez martar
dnia 22.04.2010 22:03 ˇ
12 Komentarzy ·
1079 Czytań ·
|