TRAKTAT O NATURALNEJ RÓWNOWADZE MIĘDZY DĄŻENIEM DO ROZKOSZY A OBAWĄ BÓLU
Brigitte Bardot wozi po świecie swoje stare ciało
domagając się od wysokich rangą zrobienia czegoś
w sprawie mordowanych fok. ale zaraz po tej wiadomości
przychodzi myśl; jak grube muszą być mury rzeźni,
aby ryk zabijanych cieląt nie zakłócał nikomu poobiedniej
drzemki w wielkich metropoliach i w małych miasteczkach
Bursy. i nagle ogarnia mnie tysiąc sprzecznych
uczuć i zaczynam pisać.
a było to tak, że weszliśmy w strefę deszczu.
mijaliśmy miasta błyszczące na szybach jak armie
świetlików, jak krzepnące w mrocznym bursztynie
strącone z nieba gwiazdozbiory. a w każdym mieście
był ktoś znajomy i była to przyjemna myśl. lecz do nikogo
nie zadzwoniłem, bo drżały mi z zimna palce.
ależ tak, Brigitte, to bardzo nienaturalne mieszkać
w wielkim mieście, przemieszczać się w tłumie
anonimowych agentów, hakerów, diabetyków
i doktorów habilitowanych; to nienaturalne mówić
nie ważne o czym, ale ważne jak, bo wszystko i tak
już zostało powiedziane; na każdą okoliczność
jest stosowna procedura i każdą zachciankę opisuje hormon.
w stroboskopowej feerii reklam piszczą nastolatki
w przemoczonych majtkach, piszczą wyciągając ręce
po nowe puszyste futerko, kiedy daleko stąd dawna
bogini seksu i obsesja romantycznych samobójców
w hotelowym pokoju wciera drogą maść w zwiotczałe uda.
w tym samym pokoju po lodowej tafli
mknie zwinna Mao Asada i nagle wzlatuje
w podwójnym axlu jak mistyczna foka.
Dodane przez mars
dnia 22.04.2010 14:07 ˇ
16 Komentarzy ·
747 Czytań ·
|