Zginę. Nie będę żył wiecznie.
Zostaw mnie - dni me jak tchnienie.
(Hi 7,16)
Byliśmy nieśmiertelni, pozostał czas zaprzeszły,
aria dla reklamówek i dla spamu na mejlu.
Ich szelest, gdy stać mnie było na śniadanie na trawie...
Cóż, zablokowane okna już nie wyskakują,
nie sprawdzam co ją gnębi.
Cliche zdarza się częściej
odkąd nie pijam wódki,
(Dawid pisał, że w dopalaczach
jest nowy narkotyk: nazywają go prawda,
jak on to pięknie czytał!)
Pytałem: co u Niej? Bo my wciąż wierzymy
w koniec świata Majów - syntetyk rozstania.
Wciąż nas nie ma nocą, wciąż gdzieś nas nie ma;
najchętniej bym wyjechał do Nowego Jorku
ze śpiworem i w płaszczu, z dolarem w kieszeni,
z FC zdanym na czwórkę, z biletem w jedną stronę.
Przestałem śnić absurdy, pure nonsens przerażenia
pojawia się tylko w sklepie, gdy sypią się miedziaki
i wiem, że mogę przeżyć
uśmiercając pragnienie
wszechwiedzy i współczucia:
Wiedziała, że wróci do marzeń,
wie, że tam mi nie po drodze.
Dodane przez krwawygrzes
dnia 18.04.2010 05:03 ˇ
7 Komentarzy ·
761 Czytań ·
|