wchodziły w szarość lekko jak korzenie grabu,
które opukiwały dębową przeszkodę.
budzone każdej nocy, wybiegały stale
trzymając się za ręce. z tłumu nieuchwytnych
wygrzebywały twarze tych, którzy poznali
na pamięć ścieżki, ślady do starej kaplicy,
wklęsłe litery. z dali świeciły podwójnie
wyściełane posłania. wtedy wczesny styczeń
nie przestawał rozrzucać piór maczanych w wapnie.
coś ugrzęzło jak gałgan, ryglowało gardła.
został adres pod drzewem, plastikowe kwiaty.
Dodane przez meandra
dnia 14.04.2010 18:31 ˇ
17 Komentarzy ·
837 Czytań ·
|