Kiedy przyszła pierwszy raz,
naprawdę byłem mały jak muszelka,
a sukienka mamy, strasznie czarna.
Podchodziła uparcie nocami,
a ja się nie dawałem -
tak zawarliśmy znajomość.
Pogodzeni,
snuliśmy plany na odległą przyszłość,
zostawiałem jej nawet więcej niż ogarek.
Ale nie tak się umawialiśmy.
Nie miałaś przyjść w dzień,
tylko o zmierzchu,
po długim zachodzie słońca.
I nie mów, że to był on,
w tym lustrze było moje odbicie,
a rozbiłaś je tak podstępnie.
Jeden strzał.
Znów masz podkute buty
i chodzisz po trzeszczących odłamkach.
Dodane przez stepowy
dnia 13.04.2010 05:28 ˇ
9 Komentarzy ·
863 Czytań ·
|