zaciągnęła się papierosem. patrzyłem, jak popiół
znosi jej chudy nadgarstek do rzeki.
spod cerkwi widać było dym i błoto na stokach.
kolejne kwietnie malowały te same obrazy:
widnokrąg grający w czarne i zielone, dnie zagojone w noc staranniej
niż blizny. ostatnie światło przekraczało próg
i wniknąwszy do nawy lizało nam buty.
zapaliłem jak ona wówczas. dochodziła szósta,
przyrośnięte do nieba wierzchołki drzew szukały po omacku
bani pękatych niczym piersi matek. byłem równie ślepy
jak one; tylko słuch mi się wyostrzył.
Dodane przez martar
dnia 08.04.2010 22:47 ˇ
14 Komentarzy ·
1123 Czytań ·
|