Moi żydowscy rodzice nie uczyli mnie religii
Ich stosunek do Boga był ambiwalentny
Tata mówił, że Boga nie ma, bo gdyby był
To niemożliwe by było istnienie Auschwitz.
Moi żydowscy rodzice nie nauczyli mnie modlitwy
Żyli w nieustającym pośpiechu, zbawiali bliźnich
W imię idei, która miała zastąpić wszystkie religie świata
I ani się spostrzegli jak sami zostali Samozwańczymi kapłanami
Okrucieństw wobec najbliższych,
Logiczne, więc, że ciekawość świata zaspakajałem
Poza domem, chłonąc Polskę wszystkimi
Porami rozdygotanego ciała
"Ty jesteś jak zdrowie" od samego początku,
Lwów i Wilno były mi bliższe niż Kraków
Bo wokoło było tyle miłości do tych miejsc
Choć cała akcja miała miejsce we Wrocławiu
Wśród przekupek sprzedających byle śmieć,
Moi żydowscy rodzice w domu nie rozmawiali
O misznie i gemarze a lekturą ich była
Krótka historia WKPB i spierali się o wyższość
Socjalizmu nad kapitalizmem i żydowski Bóg
Z wrodzonym sobie sarkazmem odwracał się
Od tych niedoszłych umarłych i myślał, co by tu
Zrobić z progeniturą,
Moim domem stała się ulica i kościół
Można było zaszyć się w ciszę nawy
Dokąd nie dochodził gwar i tam
Szeptem wyznawałem winy i nie spotkała mnie
Żadna kara za sprzeniewierzenie, po prostu
Nie było we mnie przestrzeni pomiędzy
Gwiazdą i krzyżem,
Oni nawet nie wiedzieli, że żyli w kłamstwie,
Bo kłamstwo musi być świadome omijania
Prawdy.
Nie chcieli też źle, powodowani strachem
Przed przeszłością walczyli o lepsze jutro
Mas pracujących świata nie wiedząc,
Że masy mają w dupie ich starania,
W tym wszystkim gdzieś się zapodział Bóg
Dawca myśli i miłości, moi żydowscy rodzice
Nie nauczyli się kochać, bo ci, którzy
Znali to słowo nie tylko z lektur romansów
Zastąpieni zostali przez znawców nienawiści,
|