O północy pies wyprowadza mnie na spacer
Alejkami krok po kroku na jednej smyczy
medytując nad kaprysami starości
a dookoła bezpańsko i pusto
Gdy w górze iskrzy pełnia śnieg skrzypi
okolica wypełnia się naszymi oddechami
Zwierzęta w przeczuciu śmierci zwykle płaczą
ale Trotyl niknie w zaspie zżerany cukrzycą
Przecież jest wybrańcem wspólnego Boga
który obdarzył go łaską ludzkiej choroby
by wreszcie się uczłowieczył i wyszlachetniał
Idziemy więc przed siebie albo biegniemy
w stronę, której nikt tak naprawdę nie zna
Pod latarnią rozwijamy zwoje tajemnic
czekając aż zawyją wygłodniałe wilki
Wracamy stamtąd i skrzypią drzwi
Otwieramy sen by przywołać szczenięce lata
bez smyczy
Dodane przez timbuku
dnia 03.03.2010 18:54 ˇ
8 Komentarzy ·
1059 Czytań ·
|