W różnobarwnej mozaice wsi wzdycha
do olimpijskich szczytów, silnych ramion
serialowych amantów, palm i kabrioletów.
Z łóżka na łóżko wspina się po prześcieradłach,

od kolegi z podwórka do znanego gapiowatego
aktora, młodzieńca około osiemdziesiątki, który
grasejując z flegmą lorda, z namaszczeniem
liże brudne stopy i aportuje jak rasowy piesek.

Wyśniony, poruszony z posad, the time is out of joint,
okazał się wyrozumiały, przyjmował łatwiej. Odnalazła się
na salonach. Opętana pragnieniem, wygłodzona, z rozkoszą
pławi się w wannie z różowego marmuru, pije drinki z parasolką.

Ze złudnego Olimpu spogląda pogardliwie,
zimna kurewka płonąca chęcią wywyższenia.