Słyszałem Salustiusie, że młodzi retorowie próbują
wywabić moje imię ze śladów krwi. Podprowadzają je
nad brzeg języka, krztuszą się spluwając drobinami składni.
Podobno przedostatnia litera jest lekko wyblakła,
któraś w środku wydaje się wklęsła; to tak od zawsze
ziemia osypuje się nam spod nóg, kiedy próbujemy
nadać wyobrażeniom znamiona czynu.
Wiesz, w niektórych przypadkach chropawość następstw
jest do zniesienia.
Bogowie już od dawna maskują swoje ślady
szeleszcząc w ciemnościach miotełkami.
Nie wiesz Salustiusie czy oczyszczono już republikę
z kłamstwa, a może jest odwrotnie?
To prawda, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a związki
między złem i dobrem od dawna już nie były w tak
idealnym stanie?
Ale jak mniemam ty też odżywiasz się półprawdą.
Nie wiem, gdzie będę jutro i kto wymyślił kształty dróg
spadające na nas bezwładnie we śnie ?
Im częściej przymierzam horyzont do swego cienia,
tym dalej odchodzę od celu.
Moja melancholia nie pozwala mi jednak na większe
rozdarcie między piętnem wygnania
a stygmatem nieśmiertelności.
Czyżby bogowie obawiali się apostazji ?
Koniecznie odpisz, czy nasze czyny posiadają moc wyroczni,
i czy to samotność wzywa do niepokoju zabłąkane myśli ?
Chciałbym stworzyć tu własną publiczną szkołę strachu.
Słyszę dalekie odgłosy burzy, widzę
przez zamknięte oczy błyskawice.
Wiesz, gwiazdy trzeba uzbroić w cierpliwość,
aby nie spadały nam tak znienacka na plecy
jak ostrze miecza, gdy wędruje wzdłuż kręgosłupa
wgniatając zmęczoną skórę
w szary pył ciemnej drogi.
|