I znowu odmówiłem sobie posłuszeństwa.
Nadzieja holuje mnie przez jakieś pustkowie.
Trochę się trzęsę na tych mydlanych wybojach.
Pękają księżyce, słońca, korony z cierni
i zapasowe oponki w kuchni mej matki.
To jest rajd operowy, nie rajd Paryż - Dakar.
Za dużo odcinków, by móc mierzyć się z czasem.
I nazad rozumuję jak Villon François:
dla mnie warsztatem naprawczym jest złomowisko.
Tak więc Senegal. Tak więc z zupą błyskawiczną
jest podobnie jak z Jezusem: radzą ją przykryć
i pozostawić na trzy minuty. Dla mnie goj
to dym z każdej potrawy domowej roboty.
Tak więc pył wulkaniczny. A jednak hula-hoop.
2006
Dodane przez Krzysztof Bencal
dnia 24.01.2010 10:00 ˇ
9 Komentarzy ·
716 Czytań ·
|