Całuję panią tak, jakbym kwiatem
dotykał warg i wciągał pani zapach,
staroświeckim obyczajem mówię
do pani językiem, który uległ zapomnieniu
i ja biedny, bom się dobrowolnie
na pośmiewisko gawiedzi wydał,
zima zawiewa a we mnie gorąc
dyktuje słowa z półki najwyższej
że pani we mnie a ja w pani
tak zapatrzeni że nierealni
fruniemy coraz wyżej,
bo tylko z góry patrzeć możemy
na zło i marność tego świata
tam gdzie jesteśmy jest najbezpieczniej
i żadne łajdactwo nam nie grozi
bo nasza mowa skrzydlata
II
jest mowa strzelista jak zamek
i bywa niska jak z gliny lepianka
i w jednej i drugiej mieszka człowiek
który podobno jest emanacją Boga,
mówią, że świat należy
do maluczkich i pokornych,
cały czas mówią i co mam zrobić
jak nie bardzo chcę słuchać,
jakoś nie mogę przyjąć do wiadomości
że Bóg mieszka u wszystkich jednako,
że wszyscy mają tę samą czułość
na dźwięk Jego komunikatu,
albowiem jest mowa wysoka i niska,
i człowiek bywa jak wieża ze słoniowej kości
i bywa człek postury nikczemnej we własnym wnętrzu
i nikt mi nie powie, że pomiędzy nimi nie różnicy
|