*
chłopcze, zbliżże się do mnie, śmielej.
na przynętę jaką słodkość dam,
szronem sypnę w białą czuprynę.
nie oglądaj się, wsiadaj do sań.
z ręki jedzą mi marchew bałwany,
to znów kruszę sadzawki z dziadziem.
muszę do dom, piękna zimna pani,
gdzie wesoła, życia pełna gawiedź.
śnieg spod płóz, hen na północ gnajmy,
w kryształ, srebro pałacowej komnaty.
wetknę w serce ci szkliste drzazgi.
precz od mamy i z dala od taty.
w moim kraju przeczystym, bezludnym:
dostojeństwo, sople ciszy i szadź.
usynowię cię, zagrasz na harfie,
w struny dmuchnie lodowaty wiatr.
łza każdziuchna jak dyjament błyszczy,
we źrenicy przejrzy się smutny ren.
nie odnajdzie go tutaj gerda.
pstryk, zasypia i śni chłodny sen.
na nic wśród pałacowych sal łkanie,
kiedy straże w szachownicy w rynsztunku:
mroźne brwi, lodem skute twarze.
nie ma dla cię, syneczku, ratunku.
no i udał się królowej śniegu
kidnapingu niecny proceder.
ponoć miał się ocieplać klimat,
a nieprawda. nie odtajał kaj, never.
*
Dodane przez atrament
dnia 07.01.2010 17:45 ˇ
7 Komentarzy ·
956 Czytań ·
|