już nie uwalniasz z dłoni jaskółek. kamienieją
w garściach jak naszyjniki z onyksów, zrzucane
nad strugą. rozrywane wirami przenikają pępek,
aby po stronie światła, lepić nowe gniazda.
na drugim brzegu rzeki stał mój cień, wyławiał
z cieku puch czarno - biały, przesączał przez palce.
były jak kry pęknięte we wczesnym przedwiośniu,
zdmuchnięcie przywracało ptakom ich przestrzenie.
z cienia na cień spoglądam odbita w otchłani.
krążysz jak fantom w blasku, niezauważony
przystajesz za plecami, z duszą na ramieniu
liczę stada oknówek, pikują do źródeł.
Dodane przez meandra
dnia 29.12.2009 11:25 ˇ
13 Komentarzy ·
793 Czytań ·
|