poranek
gdzieś pomiędzy tylnią kieszenią a koronką
rozgościłem się na dobre zbyt blisko oddalony
od krawędzi snu do wilgoci
porannego subiektywizmu przygryzionych warg
tej ostatniej nocy
biegnąc pierwszym skojarzeniem w ich kierunku
poruszyłem porośnięte już zakamarki
lichej gleby i drewniane posłanie w cieniu krzyża
wyłożone jeszcze bez epitafium
nie kochanie nie teraz dane ci jeszcze poznać
jak blisko leżała wilgoć od krawędzi
parapet czas za przeszły
kilkanaście kalendarzy wstecz a może więcej
w tym samym miejscu wśród uniesionych kałuż
brodzą chłopi gliną rzeźbiąc bunkry
w obawie przed nagłością
jak wczoraj tak i dziś
na północy wiosną najłatwiej jest o szkwał
a w domu naszym porozrzucane szkło i wilgoć
słonych warg odciśnięta na szarej kopercie
jeszcze świeża i kusząca
jak głos mermaid spływająca
przez niedomknięte nazajutrz okno
reminiscencja
przenigdy nie potrafiłem oddać kolorów roku
które porozrzucałaś na umyślnie w sypialni
a może to tylko jesień?
teraz gdy szybciej jest o niepamięć niż erekcję
w oddaleniu
spoglądając na zastawioną listem witrynę
szlifuję każdy szczegół złotej chwili
jeszcze tylko jeden słój i przygaśnie niedopałek
katharsis drogi synku
przyszła jak ironia
gdy w wieku tym najłatwiej jest o sen
Dodane przez MrDraska
dnia 01.12.2009 18:13 ˇ
3 Komentarzy ·
786 Czytań ·
|