Wczoraj, gdy czerwony od krwi obuch serca wbijał gwóźdź za
gwoździem, kołysałem się na taborecie, kopcąc skręta,
robiąc z wydmuchiwanego dymu cierniowe kółeczka,
które kłębiły się i wiły niczym wąż w stronę okna
i, przepełznąwszy przez lufcik, wystrzelały wzwyż jak orgazm,
a przez nierówno udrapowaną zasłonę przeświecał
smolisty klon o rozczochranych rogach, bodący nieba
brzuch, na którym rozpływał się obłok niby sperma. Wczoraj,
kiedy Bóg trzymał za nogi sztywnego Chrystusa czy łotra
w kształcie krzyża i lał astralny wosk przez dziurkę w jego dłoni,
pojąłem, dlaczego zastyga uśmiech na mej gębie bladej,
pojąłem, że wszystko, co człek pomyśli, rychło doń powraca,
i nie czekałem, aż kto bądź tam wejdzie wywróżyć wymioty,
gdyż jest czas otwierania drzwi i czas wieszania się na klamce.
styczeń 2007
Dodane przez Krzysztof Bencal
dnia 21.11.2009 09:01 ˇ
11 Komentarzy ·
885 Czytań ·
|