Grudzień. Nieadekwatnie do kalendarza,
białe, puchowe motyle, sfruwając na
cierpką ziemię, zmieniają się w łzy.
I moczą do suchej nitki plac zabaw,
kamiennice i porzucony na ulicy but.
Malują na szybie idealne sfumato.
Taki ten świat jak kameleon-przewrotny.
Jak pies czychający z niespodzianką,
wciąż inną niż ta wymarzona na papierze
do białobrodego dorożkarza.
Taki nieadekwatny. I ani wte, ani wewte
go nijak nie przewidzisz.
Bo to nieodmiennie rozjutrzony sztorm.
A ja szukam oazy oka cyklonu, jak
aromat cynamonu wpamięciozapadającej.
Na niezatapialnej łupinie orzecha
wiozę autorytety, ideały bezterminowe.
Żagiel mam szyty z mocnej nici naiwności.
I tak mimo kołotania i piachu w twarz,
potworów napowietrznych i głębinowych,
mimo wszelkich drwin napokładowych
Szukam mojego świata-
Takiego wilgotnego jeszcze od rosy...
Dodane przez alula
dnia 25.03.2007 14:24 ˇ
6 Komentarzy ·
803 Czytań ·
|