Iluzje
W końcu śmiać się czy płakać w nos orkiestrze dętej?
Sobie już na nic, Janusz Szuber
Nawijał powietrze na wypaloną zapałkę
i utrącał jej główkę precyzyjnym szarpnięciem.
Na drewnianych obręczach wywoływał ogień,
a na sali, przysięgam, pojawiały się supernowe
i znikały w ciemniach przepastnych kieszeni.
Jak większość widzów straciłam wtedy głowę,
byłam zapatrzeniem, oddechem, zakręcona,
jakby mnie wziął w obroty sam Copperfield
albo jeden z najstarszych znanych alchemików,
który, co prawda, nie zmienił ołowiu w złoto,
ale udowodnił, że warto przekraczać granicę
poznania, choćby kończyło się to utratą wzroku.
Tymczasem na moich oczach, w wydrążonych
światach, znikały te mniejsze (monety).
Drapieżny orzeł połykał słabszą reszkę.
Król zmieniał się w dupka, wywijał koziołki.
Z pięści wyskakiwały bibułowe kwiaty.
Znowu stałam się przestraszonym dzieckiem,
które zgubiło się na nieskończonych polach
kukurydzy, szukając ulubionej piłki.
W płaszczu prestidigitatora zmieściłby się
wasz świat, drewnianogłowi, ale to później
zrozumiecie, teraz jak kilometry powiązanych
ze sobą chusteczek potraficie tylko wyskoczyć
z rękawa lub jak stado gołębi nasrać na scenę.
Patrząc na mojego magika, pomyślałam,
że niektórym za bardzo sprzyjają siły natury,
ale on tylko skrzywił z bólu, żeby mi pokazać,
jak potrafią wypalić człowieka od środka.
Dodane przez viola
dnia 01.08.2009 11:53 ˇ
17 Komentarzy ·
1226 Czytań ·
|