Po tamtej stronie ulicy stoisz ty, w świetle księżyca,
Lśnisz jaśniej od gwiazd,
Tak bym chciało wyznać ci, to, co mnie w tobie zachwyca,
Lecz boję się, że zgaszę ten blask.
Ukradkiem zerkam na twą twarz, mrugam nieśmiało do ciebie,
Tak pięknie się śmiejesz,
Marzę pocałować cię, choć raz, z pożądaniem przewrócić na ziemię,
Ale nie odważę się, bo mi zwiejesz.
Serce mi bije od patrzenia tak, jak na balkonie siedzisz sycąc się mleczkiem kokosa,
I mrużysz te oczy szmaragdowe,
Gdyby mieć może skrzydła jak ptak, albo futro ślicznego mopsa,
Ale nie. Całkiem dla ciebie stracić można głowę.
Nagle powstałeś z fotela, zalotne spojrzenie mi rzuciłeś,
Potem światło skryło się za kotarę,
A ja słuchając wieczorne trele, w myślach udaję, że się mi przyśniłeś,
Lecz dźwięk dzwonka przywrócił mi wiarę.
|