ten grudzień był wyjątkowo czarny. Woźnica, konie
zaprzęgnięte do platformy i krople - wszystko czarne
Konstancja z synem i kilkoma przyjaciółmi doszła
tylko do bramy. Stanęli na granicy, za którą
śmierć chodzi bez maski. Trwali tak póki
ronda kapeluszy nie ugięły się pod cięzarem deszczu;
woźnica spał, konie dobrze znały drogę. Szły leniwie
stawiając kopyta, wiedziały - pasażerowi nigdzie się
nie śpieszy. Nad dołem przechylili trumnę, taką
wielokrotnego użytku. Wraz z szelestem osuwającego
się w lnianym worku ciała wzbierał Dunaj. Pierwsze
ruszyły skrzypce, powoli skradając się po niskich dźwiękach
potem fagot, wiolonczele. Gdzieś z boku klawesyn
podniósł wysokie tony. Dęby kaleczą ciała uderzając
o brzeg. Toczą się z gór kamienie, kwiaty porwane
przez wodę, chusteczka dziewczyny i flet zakochanego
chłopca. Wystające głazy rozdzierają bezradne requiem
grabarz przesypuje zwłoki wapnem, a Wiedeń - wybiera
maski szykując się do kolejnego balu - jestem na ziemi
Dodane przez ka_rn_ak
dnia 21.06.2009 20:05 ˇ
11 Komentarzy ·
866 Czytań ·
|