tego wieczoru firanki opadały setką fałd na powieki
jak radość częściowo skonsumowana, którą wiesza się
na gałęziach nieba. w powietrzu trzepotało się leniwie
niczym nietoperz-imię. ta kosmata cisza znikła nagle,
płomienie wpadły w ekstazę. języki plątały dźwięki.
krążyłam w pustce. namiętność wypaliła miejsca.
nie mogłam wyobrazić sobie rozżarzonych ciał na tle
nieba, ulicy, nawet sterylnego pokoju. byłam już tylko
całopalną ofiarą. palce miały miękkość warg. obracałam
w nich kartkę. połknięte litery piekły jak tysiące ukłuć.
wrócę tu kiedyś; brzmiało jak zapowiedź pogody; jutro
spadnie deszcz; rozpływały się w szarą ścianę bez wyrazu.
Dodane przez lu marta
dnia 27.05.2009 14:08 ˇ
11 Komentarzy ·
998 Czytań ·
|