Biegnę, a drzewa wieszają się
na mrozie (przepowiadali: wiosną
będą mrozy, i będą się wieszać),
spotykam kurioza, dwumetrowy
rastaman z nimfetką od Inarritu,
od tej jego lekkiej śmierci
(czy śmierć jest nimfetką?)
przypomina się ciemny Wrocław,
gdzie nie mogłem kupić alkoholu,
i jak wczoraj kupiłem w dość dużej
ilości, a potem mówiłem, zdaje się,
nierozważnie, cytowałem Davilę
(aktualność jest określeniem tego,
co najmniej istotne) i spotkałem ludzi,
których nie spotkałem, dlatego dzisiaj
biegnę, a mróz chwyta drzewa mocno
jak sumienie.
Biegnę, i się czuję jakbym siedział
w kinie (on do kogoś strzela
i nie wiem, dlaczego, jednak cierpią
obaj, a kobieta płacze - oglądałem
z przymusu, żeby uczestniczyć).
Wczoraj - sam nie wierzę - mało
brakowało, bym pobił człowieka,
nazywałem go gołąbeczkiem
lub hiperkolegą, człowiek się bał,
patrzył w punkt; ja widziałem prostą,
jak biegnę, a dokoła drzewa.
Dodane przez Neprijatel
dnia 08.05.2009 21:37 ˇ
10 Komentarzy ·
1033 Czytań ·
|