Lubię ciszę, kiedy zlatują jej ptaki do gniazd
między domami. Karmienie młodych oglądam
z ich perspektywy. Z otwartym dziobem czekam
na każdy kęs, który przyjdzie potem przełknąć.
W nudzie rozpisanej na tony niskie sensów
i wyższe absurdów. W tym zamęcie jedynie
diabeł mógł wzniecić pożar, który wiatrem
zleciał w dół z siódmego piętra, kończąc
na chodniku. Świeża krew spłynęła strugą
i zastygła. Na marginesie pożółkłych kartek
dopisałem wtedy, że nic już nie będzie takie,
jakie miałoby być, od kiedy nie zlatują ptaki.
Dodane przez alchemik
dnia 05.05.2009 22:44 ˇ
3 Komentarzy ·
969 Czytań ·
|