Rosą łąki ośnieżone
Blask promieni
Rozstrzępiony w kroplach szronu
Na drzewach się mieni
Porankiem ćwierczącym
Słońce w zenicie
Otula ciepłem
Patrzy w dół na szczycie
Południem
Mgła opada
Krople schną
Klejąc się do płatów
Na nowo zorzą
Wieczorem
Nocą
Miara dnia taką porą
Taki krótki
Godzinny parzyście
Jeden malutki
Miniony
Czyściec
Mnożąc się
Zabiera świat
Skreśla tę grę
Cały czasu szmat
Spojrzeń tych soczystych
Uśmiechów
Łez nieczystych
Grzechów
Znika wszystko
Przemijanie losów
Historii cząstko
Daj choć wspomnień stosów
Bezsilność realizmu
Brak możliwości
Morderczość pesymizmu
Klepsydra złości
Dzieciństwo snem
Dorastanie bajką
Młodość życia pędem
Starość niezapominajką
Stu mocarzy
Łapie za wskazówkę
Boją się smażyć
Nie poradzą trwać ponad stówkę
Z wszystkich sił
Zatrzymać chcą
Metal w ręce im się wpił
On zabił Dwunastą
Bezradni
Jak Syzyf
Pracą idealnie
Próbują marni
Bez szans
Znika widnokrąg
Zmienia się
Upadł celów okrąg
Chcę się spać
Bezwolnie
Na wieki zapaść
A tu tyle spraw
Ran wewnątrz
Fundamentu gmach
Zabił czas żrąc
Minęło
Znikło
Co zostało?
Umarłem tylko.
Dodane przez Sebastian Żurek
dnia 23.01.2009 16:02 ˇ
5 Komentarzy ·
649 Czytań ·
|