dnia 02.01.2009 08:22
zamotałam się przy dwanaście/dwunastu (?)
widzę tu wiele dla siebie, są pola do pracy czytelniczej podświadomości, co lubię |
dnia 02.01.2009 09:08
ot, i dzień mnie przywitał dwoma pięknymi wierszami (ten jest drugi w kolejności czytany)...
z jednym wersem mam tylko kłopot, to ten z w-szami... ;) po co myślnik? albo moja erudycja kuleje po sylwestrze ;)
a tak podoba się wszystko: i postać dziadka, który w założeniach tylko i werbalnie był najważniejszy; i druga cząstka, która nieodparci kojarzy mi się z białoruską chatą ze skansenu w Ciechanowcu ;) (kto wie, ten wie); najbardziej chyba cierpka w wymowie jest jednak trzecia cząstka; a i płońta niezgorsza, wprowadzająca należny całości dystans...
słowem kawał dobrej roboty :)
kukor pozdrawia |
dnia 02.01.2009 09:48
"Zlot" został z premedytacją oderwany od pierwszego wersu i wsadzony do tytułu. Być może dlatego, że sam "zlot" kojarzy się z Łysą Górą, zlotem czarownic, jakimiś gusłami. Zlot ma często charakter zamkniętego spotkania, niedostępnego dla niewtajemniczonych.
Tutaj rodzina zgromadzona w tramwajowym ścisku. Ech, zapewne wielu miało taką sytuację kilka dni temu. Spotkania rodzinne w jednym pokoju faktycznie podpadają pod takie określenie. Do tego jeszcze ten gwar, bo przecież dziadek nie słyszy już zbyt dobrze więc ciocia musi mówić do niego głośniej, babcia życzenia składa wnukowi, bracia pod ścianą opowiadają sobie ostatnią imprezę itd. No wypisz wymaluj trwamwaj w godzinach szczytu.
liturgii przewodniczył dziadek - porównanie takiego rodzinnego spotkania do liturgii - bo jest ono ważne, szczególnie dla osób starszych. Bo nowe pokolenie trochę inaczej do tego podchodzi. Dla osób starszych faktycznie spotkania rodzinne mają duże znaczenie, są naturalne (kiedyś w taki sposób spotykano się dużo częściej niż teraz, bo rodziny wielodzietne żyły w jednej wsi). I senior rodu faktycznie jest przy rodzinnym stole traktowany jak kapłan przy ołtarzu.
Przy takich rodzinnych spotkaniach zapadały też różne decyzje. Ot chociażby swatanie młodych panien z młodzieńcami czekającymi na żony. Tam obmyślano całe plany dotyczące połączenia rodzin, ziemi, posagów. Kontrolowana katastrofa nie mogła się przecież wysmyknąć z ręki i pójść własnym torem (na przykład miłości). Bo nie o miłość przecież tam szło ale właśnie o interesy rodzinne. Mają popękać błony, mają się rodzić następcy, ma się podwyższać status rodziny.
To chrapanie, spanie w niemytych nogach jest jakby realizmem dodanym dla przeciwwagi. Żeby zbalansować te misterne plany, te marzenia o powiększaniu wpływów. Bo człowiek pozostanie człowiekiem - można udawać króla Marka i przy stole radzić o ważnych sprawach. Ale nieumyte nogi będą śmierdziały - nawet te 'królewskie'. Ot taka słoma z butów szlacheckich.
Pozdrawiam. |
dnia 02.01.2009 10:24
kwestia w-szy umknęła szacownym komentatorom, nie tracę jednak nadziei... |
dnia 02.01.2009 10:29
w- szy/wszak/wszyscy
wiersze |
dnia 02.01.2009 11:04
inge ;)
autopoprawka części trzeciej:
miejsce kontrolowanej katastrofy
wybiera się starannie
wtedy pękają błony wymienia
cytoplazma fragmenty DNA
i w-szy |
dnia 02.01.2009 11:12
Trąca kartoteką Rózewicza- ale daleko w nim do oryginału
Nie trafia do mnie- taki na siłę ekstrawagancji- przesada nie służy inwencji- a brak pomysłu na wiersz-potrafi rodzić przesadę
może innym razem
pozdrawiam |
dnia 02.01.2009 12:05
Trąci myszką futuryzmu, i to w części wykorzystującej elementy folkloru- jedynego pozytywu tego okresu. Ale w sumie, więcej w tekscie-programowania niż samego pisania. tendencyjność moralitetu urasta do pozy podmiotu. Oryginalności przedmiotu tutaj nie dostrzegam. Bliżej mi do tego co robi Kukor.
pozdrawiam. |
dnia 02.01.2009 12:12
Napisane z premedytacją tak, prowokatorsko ale też sympatycznie o rodzinnych zlotach - w miejscach kontrolowanych katastrof.
zdrówka poświątecznie :) |
dnia 02.01.2009 13:20
rozśmieszył mnie- pewnie taki był zamiar, jak tak to ok.
pozdrawiam |
dnia 02.01.2009 13:35
przemku_f, ciekawy pomysł na wiersz, fajna zabawa słowem i określeniami, które nie są jednoznaczne i tekst można odczytywać sobie na wiele sposobów :-) miło było zajrzeć do Ciebie :-)
pozdrawiam serdecznie :-) |
dnia 02.01.2009 13:42
Miało być o fizycznej bliskości która kiedyś była czymś naturalnym, a dziś żeby ją poczuć potrzeba kontrolowanej katastrofy. Trzecia część odnosi się do tych dzisiejszych katastrof w tym p-ckich na których wymienia się fragmenty w-szy. Odwołanie do małżonka Izoldy - bo nie tylko chamom bliskość potrzebna.
A co do dziadka cóż - drzwi w jego domu miały metr sześćdziesiąt wysokości ale ani on ani żadne z jego ośmiorga dzieci nie musiało zginać karku.
Pozdrawiam, dziękuję i proszę o jeszcze. |
dnia 02.01.2009 14:33
Ciekawie o tym zlocie. Aż szkoda, że oświetlona tylko jedna - nocna - jego strona. Oświetlona jednak fajnie i dowcipnie. Najbardziej ubawiło mnie takie świadomie lekko przekręcone odczytanie, że można się było tam przespać z płcią odwróconą wspak :) Też chwilami (już przy pierwszym czytaniu) odnosiłem wrażenie, że momentami mowa tu o spotkaniu w wielkiej rodzinie poetyckiej. Taki zlot czarownic i czarowników słowa. Dlatego m.in. wyciekły fragmenty W-(ier)-szy ;)
Pozdrawiam serdecznie. |
dnia 02.01.2009 17:57
Ciekawa forma i treść, jeszcze rekwizyty z mojej branży, nie mogło się nie spodobać ;) |
dnia 02.01.2009 20:34
Czy po Zlocie Poetów też taki napiszesz? Będe czekać- z uśmiechem-bols |
dnia 03.01.2009 00:25
Doceniam kunszt, z uśmiechem, bo nie sposób chyba się nie uśmiechnąć czytając :) |
dnia 03.01.2009 12:04
pogodnie i mądrze. bardzo przyjemny wiersz
pozdrawiam :) |
dnia 05.01.2009 21:22
życiowy, dobrze napisany
pozdrawiam |