wszystkie lądy zwężają się we mnie w przełęcze i koryta,
rośliny kurczą, wylęgają owady, więc dokąd mnie zabierzesz?
w środku nas kłębi się mezoameryka wraz z całym swoim
przekleństwem i uchodzi przesmykiem cienkim jak gardziel
tornada. wierzę w jezioro, w szelest suszonych chrząszczy,
wieszanych na sinych szyjach zmarłych. wracają, ciążą mi
w podbrzuszu córki moich córek, ich krótkie warkoczyki
powiązane sznurkiem w pęczki jak paproć na rogach domu,
wierzę w diabły. czają się w zbożu na czterech łapach,
łażą po okręgach, podchodzą pod próg, wiem, że wszystko
co próbuje być kotem, nigdy nie będzie kotem i podobnie
jest ze śmiercią. wierzę w światła, które rozszerzają się
na ostrzach jak źrenice, tną; są rzeczy bardziej kruche
od suchej paproci.
|