Z przyjacielem moim, w tym odosobnieniu.
Idę pod rękę kryjąc się w jego płaszcza cieniu.
Idziemy, już ciemność swój całun żałobny roztacza.
Potrafiąca uciszyć każdego miejskiego krzykacza.
Wtem grzmot usłyszałem, który zmącił nocną ciszę.
Przystanęliśmy, by się tej szramie na niebie przyjrzeć.
I zobaczyliśmy, że padać zaczęło, lecące czarne strugi zrosiły nam twarze.
Nawet niebo w żalu się z nami złączyło i nasze płaszcze łzami pokropiło.
Dodane przez mat221
dnia 12.11.2008 22:10 ˇ
5 Komentarzy ·
1136 Czytań ·
|