od dwóch godzin krawędź parapetu falowała w jednakowym rytmie
cząstki kurzu osadzały się na odkrytych udach
słychać było chrzęst rozwarstwianego przez samoloty nieba
w całym bloku nikt nie odważył się odsłonić okien
przez zasłony prześwitywał kontur żarzącego się miasta
na dywanie zasychała tłusta flegma
M dotykał jej zimnych uszu i dziąseł
jakby chciał się przekonać że nic więcej się nie wydarzy
w powietrzu czuć było smród gnijących pestek
kiedy po niego przyszli spokojnie założył najlepszą koszulę i buty
płakał dopiero kiedy obcinali mu włosy
ślina wciąż jest czarna ale już nie brudzi ubrań
Dodane przez mandragora
dnia 11.10.2008 21:55 ˇ
2 Komentarzy ·
550 Czytań ·
|