Chowane, wznoszone, zasypywane piachem.
Próbuję je unieść. Są ze mną od początku, tylko
przestały słuchać. Martwa natura bez rąk. Wiersze
bez rąk. Czym to opisać? Pęcznieją żyły na przegubach,
jakby pod skórą przekwitały słowa. Stopy do środka,
złączone kolana, przerasta mnie własny ciężar.
Staję się próbką materiału, surowcem wtórnym.
Gdyby jeszcze głowa chciała stanąć w miejscu, spać
twardo, a nie ciągle śnić o goniących mnie ślimakach.
Dodane przez Mirka Szychowiak
dnia 07.10.2008 22:02 ˇ
9 Komentarzy ·
1019 Czytań ·
|