koleba na metalowych kołach, brzozowa miotła
łopata i coś w rodzaju pogrzebacza, nienagannie
czysty w kancik wyprasowany drelich - o szóstej
ruszał na objazd. Zawsze zaczynał od studzienki
na rogu Dąbrowskiego i Cmentarnej
chodziłem jeszcze do szkoły, któregoś dnia
zatrzymał mnie - widzisz te wzdłuż rynsztoka,
to zboże do młyna zwozili, a ta górka, co jeszcze
paruje przy Wielkopolance - to koń Maćkowiaka
czekał aż ten wróci nachlany z knajpy.
po kolorze łajna potrafił odróżnić kobyłę od wałacha
Franek Koleba był prawdziwym fachowcem
braciszku, pamiętasz - wtedy nie było pozalewanych ulic
Dodane przez ka_rn_ak
dnia 21.09.2008 09:35 ˇ
17 Komentarzy ·
872 Czytań ·
|