"GRANICE POEZJI" - czy to oksymoron? Juliusz Rafeld
Oksymoron - najogólniej - to wewnętrzna sprzeczność jakiegoś wyrażenia, w odróżnieniu od sprzeczności pomiędzy różnymi wyrażeniami.
Ostatnio zwraca uwagę spora ilość publikacji na ten tytułowy temat, głównie na łamach czasopism literackich.
Ludziska, z uporem godnym lepszej sprawy, potrafią poświęcić ogrom czasu i wysiłku na... właśnie, na co? Na dyskusję, na przekonywanie innych, czy może siebie samych? Jak rozumiem, tytuł cyklu to raczej pytanie o to czy są jakieś granice poezji. Z mojego, "skażonego sztuką" inżynierskiego punktu widzenia wygląda to następująco:
Nie ma. Zatem to oksymoron. Poezja to pojęcie niematerialne, tak samo jak piękno, dobro, uczucie, które z samej swej natury granic nie mają, bo i mieć nie mogą. Dość powszechny slogan "no są przecież jakieś granice..." jest w zasadzie pusty, bo zwykle nie towarzyszy mu konkret, czyli nazwanie granicy wprost. Pomijając już to, kto niby miałby być upoważniony do ferowania powszechnie obowiązujących ocen w tym zakresie.
Co ciekawe, wielu publikujących nawet nie zauważa, że sami padają ofiarami głoszonych przekonań. Ot, przykładowo jeden z autorów pisze (lipcowy AKANT, str. 16): "Zawsze były są i będą jakieś (...) granice...", by chwilę potem przyznać: "...poezja nie ma granic." , aby za chwilę wrócić do: "...tu mamy jak na dłoni owe granice..." Znamienne, że jednocześnie ani słowa o tym, gdzie te granice przebiegają, jak je rozpoznać. Wszędzie tylko ogólniki, że poezja powinna być rzeczywista, dobra...
Przy okazji - ciekawostka, że ktoś inny (to samo źródło. str. 8) pokusił się o sformułowanie opinii jaka poezja powinna być: "Musi konfrontować się z bieżącymi problemami społecznymi, dotykać tematów nierówności, samotności współczesnych trzydziesto-czterdziestolatków, efektów transformacji ustrojowej i napięcia związanego z koniecznością podejmowania decyzji..." uff, wystarczy?!
Dopuszczam, że jeśli już, to każdy twórca mieć może swoją własną, indywidualną granicę. Ja też mam, ale tylko na własny użytek.
Ciekawiło mnie zdanie znajomego filozofa, również poety, ale trudno mi je przytoczyć - przyznaję, nie zrozumiałem odpowiedzi. Sprawdziło się powiedzenie: gdy zapytasz filozofa o godzinę, najpierw usłyszysz długi wykład na temat względności czasu.
Edytowane przez moderator4 dnia 12.08.2025 09:12 |