Hej, wysoko ci u nas technika stanęła, wysoko...
Uwielbiam Mrożka z tym całym jego zmysłem obserwacji i ironią, subtelnie i kunsztownie wplecioną pomiędzy treść a znaczenie. Uwielbiam jego sposób kreowania rzeczywistości, która nie jest wcale tak odległa, jakby wynikało z daty powstania, nieco zapomnianego dziś Wesela w Atomicach. Bo czymże jest owo opowiadanie, jeśli nie kreacją otaczającego nas świata - jakże aktualną i nie tak odległą, jak się początkowo mogło wydawać. Bo niby nie wycieramy już bosych stóp na słomiance;ba, nawet obuwie mamy "eksklusiwe", co jest niemal baśniowe, z niektórych wystaje prawie pół snopka słomy.
Od jakiegoś czasu przyglądam się, tu i ówdzie, portalowym harcom - i, jak u Mrożka - trzeba się naparzać, aby udowodnić wyższość słomy nad radioaktywnym kartofliskiem. Wszak to wiejskie weselisko, na którym pannie zrobiono elektrolizę.
A więc mamy i Smugi zza rzeki, które cichaczem, zachodząc od tyłu, wypalają z grubej rury. Mamy i Piegów, którzy w odwecie wyrzucają promieniotwórcze bluzgi. No i są wreszcie Bańbuły, które, z przyzwoitości, konwencjonalnie, nożem pod żebra.
Zastanawiam się tylko, jak długo trwać będzie to dziwne "wesele". Czy, jak w utworze Sławomira, gospodarz skoczy wreszcie do rezerwuaru i wypuści gazy bojowe? I czy w końcu na grzbietach spóźnionych w rozwoju intelektualnym wyrosną chitynowe pancerze?
Ludzie, co robita, chciałoby się zakrzyczeć jak ojciec panny młodej, gdyby nie kość w gardle na widok dodatkowych nóżek i zielonych rogów na czołach napromieniowanych huncwotów.
Już się przed wsią naszą
jasna przyszłość mości
przez szczęście społeczeństwa
do szczęścia ludzkości.
Hej! |