Postów: 191 Miejscowość: kukorzewo Data rejestracji: 13.03.07
Dodane dnia 06.03.2011 19:22
jako chłop z dziada-pradziada, co to mi słoma z butów wystaje (jak to niektórzy na pp zauważali w prtywatnej korespondencji) uważam, że niektóre obory rzecvzywiście nadają się na noclegi ;)
wtedy samo spanie nabiera mocy specjalnej, a sny bywają niezwykłe...
tylko te gzy, których nie doświadczamy ino w zimie.... ;)
tak, obory są dobrym miejscem na nocleg, jednakże ja wolę stajnię, albo (tym bardziej) stodołę :)
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
Postów: 191 Miejscowość: kukorzewo Data rejestracji: 13.03.07
Dodane dnia 06.03.2011 16:38
Kombajn do wyciskania łez (lewa strona na zamku)
Gdyby ująć chronologicznie, ta recenzja powinna być pierwsza w stosunku do opisania wieczoru Marka i Ludwika Radeckich, de domo Perney.....
To był wyjazd w ciemno, ale i też na spodziewaną dawkę wzruszeń. Teresa Radziewicz to autorka do bólu przewidywalna i to w najlepszym tego określenia znaczeniu - w ciemno można na jej wieczory autorskie zawitać; tam zawsze częstuje się poezją najwyższych lotów: przemyślaną, nostalgiczną, refleksyjną, świetnie warsztatowo skrojoną. Tam spotkać można wiersze do głębi poruszające, radosne, ale też w swojej radości smutne. Paradoks? Ale tylko pozorny!
Zamek w Gołuchowie to miejsce niezwykłe o historii zagmatwanej i prostej jednocześnie: takie są właśnie wiersze Teresy. I miejsce, i czas na prezentację twórczości naszej reteski okazały się nieprzypadkowe - miejsce: magiczne, otoczone suchą fosą, ukryte za masywnymi kutymi wrotami, miejsce nieomal w lochach zamku, w pięknie wystrojonej arrasami sali (prastare meble, wiekowy rzeźbiony w kamieniu kominek), no i czas - zimowy wieczór, który skłania raczej do ucieczek w wyobraźnię, do spotkań z najbliższymi.
I taki charakter miało spotkanie z poezją Teresy - to poezja ze znamieniem intymnych spotkań w gronie przyjaciół, z którymi w największej tajemnicy autorka dzieliła się swoimi doświadczeniami z dzieciństwa, także z czasów tak bardzo zaprzeszłych, że niczyja pamięć w nie nie sięgała. To poezja pachnąca Podlasiem na wskroś, poezja niemalże ocierająca się o baśń, nierealna wydawałoby się dla niektórych, by przez innych być odbieraną jako nieodległa rzeczywistość własnych doświadczeń.
Nie od dziś jestem wielbicielem twórczości Teresy Radziewicz, stąd być może mój mało obiektywny charakter relacji z kolejnego spotkania z wierszami autorki "Lewej strony". Moja przygoda z pisaniem Teresy zaczęła się od wiersza pt. "Domy w Świerzowej" (nie zamieszczonego w tomie). To przez ten wiersz podczas pewnej podróży nadłożyłem kilkaset kilometrów, aby zaobcować ze światem z tego właśnie utworu.
Tutaj niemal było podobnie: wiedząc, że Teresa ze swoją poezją będzie w Gołuchowie (tłumaczyłem sobie: bo reteska, i stosunkowo niedaleko, i samo miejsce niezwykłe) wprost trudno było nie przyjechać. No i trafiłem w ręce Łyżki Mleka - ludzi z młodziutkiego stowarzyszenia, którzy chcą zawalczyć nieco w światku szeroko rozumianej sztuki. Najpierw nieśmiałe rozmowy niemal od początku okraszone sporymi pokładami sympatii, potem właściwy wieczór: piękny i niezwykły w swojej prostocie, ale też o niezwykle silnych emocjach. Później niebanalne rozmowy z nowo poznanymi osobami. Tak, miejsce w istocie magiczne!
Stylu narracji reteski nie da się powielić (bywali tacy, którzy próbowali). Świat przedstawiony jest do bólu prawdziwy, wynika z pewnością i z doświadczeń osobistych autorki, jak też z jej doskonałego zmysłu obserwacji i empatii, której poziomu szczerze zazdroszczę. Teresa czytała swoje wiersze na przemian z Marią Bednarczyk-Antczak (przy akompaniamencie Emilii Kubik). Prezentacja sama w sobie niezwykle ciekawa, czytanie obu pań świetne, ale..., ale i tak wolałbym słuchać wszystkich wierszy w wykonaniu wyłącznie autorskim. Wiem, wszyscy się starali i to doceniam.
Z "Lewą stroną" nie od dziś mam do czynienia. Sporo wierszy z tomu debiutanckiego Teresy znałem i wcześniej - tutaj, dopracowane, w dodatkowej krasie słowa zachowanego na papierze - to już nie wirtualna rzeczywistość ulotnej pisaniny portalowej, to poezja na wskroś prawdziwa, której można dotknąć, którą można zabrać ze sobą do domu, obcować z nią unplugged. To poezja korzeni, a przynajmniej tych części mnie, które identyfikuję z korzeniami, poezja przedwiośnia i suchych letnich traw, poezja dzieciństwa i archetypów, do których każdy przyznaje się tylko i wyłącznie przed samym sobą. Nie, nie łatwo napisać wiersz taki, jak tylko Teresa potrafi - potrzeba do tego wszystkiego, czego reszcie świata brakuje, a przynajmniej tych zjawisk: nie ma drugiej takiej reteski - prostej i prawdziwej, a z drugiej strony (z tej lewej?) przewrotnej po swojemu, otwartej, a jednocześnie skrytej za słowami. Nie wiem jak było z innymi słuchaczami, ale po mnie Teresa przejechała się swoją poezją jak walec po ciepłym asfalcie. Wycisnęła co tylko dało się ze mnie wycisnąć. Doświadczyłem również tego, że (jak to retess mawia) mam oczy na mokrym miejscu. Od dawna uważam się za twardziela - Teresa potrafi z właściwym sobie wdziękiem czytając własne wiersze zaprzeczyć mojemu mniemaniu - jak widać w części przynajmniej fałszywemu.
I zamek gołuchowski pomieścił te wszystkie emocje? Aż dziw bierze. Ale to pojemne zamczysko i gotowe było przyjąć w swoje mury poezję Teresy Radziewicz. Do tego niesamowita organizacja spotkania, precyzyjna po wielkopolsku w każdym calu. To zasługa Łyżki Mleka, z którą wtedy właśnie po raz pierwszy się spotkałem - tak, to pierwsze spotkanie, ale - daj Boże - niech owocuje na wszelkie sposoby!
A wieczorem niebanalne rozmowy w wybornym towarzystwie! Czy wiecie, że w Gołuchowie nocne życie kwitnie bardziej, aniżeli w niejednej z większych miejscowości? Doświadczyłem tego i zazdroszczę miejsca. Z tych chwil przede wszystkim pozostało stwierdzenie Pani Danusi - Kustosza Zamku - napiszmy o tym wiersz. No, napiszmy!
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
Grabaż
Edytowane przez kukor dnia 06.03.2011 16:45
Skocz do Forum:
Pajacyk
Logowanie
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.