poezja polska - serwis internetowy

STRONA GŁÓWNA ˇ REGULAMIN ˇ WIERSZE UŻYTKOWNIKÓW ˇ IMAK - MAGAZYN VIDEO ˇ AKTUALNOŚCI ˇ FORUMSobota, 23.11.2024
Nawigacja
STRONA GŁÓWNA

REGULAMIN
POLITYKA PRYWATNOŚCI

PARNAS - POECI - WIERSZE

WIERSZE UŻYTKOWNIKÓW

KORGO TV

YOUTUBE

WIERSZE /VIDEO/

PIOSENKA POETYCKA /VIDEO/

IMAK - MAGAZYN VIDEO

WOKÓŁ POEZJI /teksty/

WOKÓŁ POEZJI /VIDEO/

RECENZJE UŻYTKOWNIKÓW

KONKURSY 2008/10 (archiwum)

KONKURSY KWARTAŁU 2010 - 2012

-- KONKURS NA WIERSZ -- (IV kwartał 2012)

SUKCESY

GALERIA FOTO

AKTUALNOŚCI

FORUM

CZAT


LINKI

KONTAKT

Szukaj




Wątki na Forum
Najnowsze Wpisy
Proza poetycka
playlista- niezapomn...
Ksiądz Jan Twardowski
Bank wysokooprocento...
Co to jest poezja?
...PP
slam?
Poematy
"Na początku było sł...
Cytaty o literaturze
Ostatnio dodane Wiersze
Co
Ona jest w górach
O kindersztubie*
Przedustawność
Ostatni seans przed ...
W godzinach dla seni...
Chciejstwo
ujrzane okiem nieuzb...
Samotność
Opowieść o dwóch mia...
Karol Maliszewski - Notatki krytyka (15) - dodane 28 pażdziernika 2007 r.
Notatki krytyka (15)

Bezradny jestem wobec spiżowo brzmiących oświadczeń i nie wiem, kogo miałyby obchodzić. Piszesz, że „robota krytyczna nie ma sensu, skoro jest zdalnie sterowana, opiera się na grze pozorów, ktoś z daleka pociąga za sznurki, a skostniałe układy znajomości, wzajemnych animozji i sympatii wykluczają poważny namysł krytyczny” i mimo wszystko robisz to nadal. Codziennie zasiadasz do zamówionego, albo zadanego sobie, tekstu. Mną steruje tylko daimonion – chciałbym ci odpowiedzieć, ale nie byłoby to zbyt szczere.
Dochodzą mnie głosy młodszych i starszych kolegów po piórze, bardzo aktywnych w połowie lat dziewięćdziesiątych poetów i publicystów, skarżących się na to, że się nic nie dzieje, że ssie ich głód aksjologicznej dysputy, że pustka wchłania, szarogęsi się marazm, szczerzy zęby entropia. Wprawdzie drukowane są jakieś wiersze na łamach opieszałych i o kurczących się nakładach czasopism, podobno wychodzą jakieś tomiki coraz młodszych autorów, odnotowuje się kolejne nazwiska (gdzie się odnotowuje?), ale tak naprawdę nikogo to nie obchodzi, bo nie ma dyskursywnej oprawy tego smętnego, pogrobowego rytuału wydawania wierszyków, nie ma otoczki w postaci zaangażowanych i bezceremonialnych potrząsań włócznią estetycznej idei. Bez echa, bez starcia, bez ducha walki, bez polemicznego napięcia cichutko wchodzi sobie na salony kolejne pokolenie, które nawet nie wie dokładnie, czy w ogóle pokoleniem chce być. O, właśnie, już widzę oczami duszy ów zdesperowany, nadąsany manifest – „Nie chcemy być pokoleniem, nie życzymy sobie nim być!” Dobry początek, ale dajmy spokój, nie róbmy sobie nadziei na jakiekolwiek zaiskrzenie. Jedyne zaiskrzenia, jakie są w modzie tego czasu, wiążą się z ilością wypitego alkoholu na imprezie i z wynikającym z tego całym szeregiem – zapewne programotwórczych – zabawnych zdarzeń i pikantnych ekscesów nazywanych szumnie happeningami.
Tak więc poecie potrzebne echo. Do życia niezbędny mu towarzyszący głos, który odbijałby się od ściany jego wierszy i niósł w głąb wspólnoty (jakieś kilkaset zainteresowanych osób) owe dalsze znaczenia. Jest taki głód w narodzie pisarskim, w tym pracowitym a niedowartościowanym ludzie, potężny głód – wiem coś o tym, bo poznałem, co to znaczy być regularnie zasypywanym poetyckimi tomikami. Czegóż się domagają owi bracia, owe siostry, o co w listach nieśmiało dołączonych do wierszy proszą? O interpretację, o opowieść na kanwie, o ciąg dalszy – i wreszcie o: wyniesienie, zaznaczenie, ogłoszenie ich oryginalności i jedyności na dowolnych łamach.
Nie dzieje się nic poza tym. Poza tą grą zrozumiałych ludzkich pragnień szerszego zaistnienia, wybicia się (nieraz za rozpaczliwie każdą cenę), poza tymi prośbami o chociaż drobną krytycznoliteracką transcendencję. Nie ma dyskusyjnej nadbudowy i szlachetnej walki na noże. Te pokątne szeptanki i inne zmagania towarzyskie przy piwie na kolejnej zaliczonej imprezie literackiej właściwie się nie liczą. Rozjeżdżamy się, gubiąc gdzieś po drodze kartki z adresami. Łupy zostały rozdane, poeci pozasiadali w wygodnych fotelach. Niektórzy już drzemią. Inni jeszcze się szarpią. Podnoszę słuchawkę i znów słyszę syk z drugiego krańca Polski : – Słuchaj stary, nie dzieje się nic, może by coś...
Może by! Kilka ostatnio przeczytanych tekstów. Po pierwsze email od kochanej pani z wydawnictwa. „A w dodatku krytyka dziarsko piłuje gałąź, na której siedzi. Marudzi nieprzerwanie na literaturę polską, zwłaszcza prozę, czytelnik zaś głosuje portfelem - prawie w ogóle jej nie kupuje. Jedna Tokarczuk, czy jeden Kuczok nie czynią wiosny. Statystyczny Polak wydal 1,7 zł na książki w pierwszej połowie tego roku. Dla kogo Pan będzie pisał, dla kogo ja będę wydawała książki? Pisarzu odpowiedz...”. Nie sądziłem, że to rozdarcie uwidoczni się tak szybko, że bramy zatrzasną się z takim hukiem. Bramy getta poetów w ogóle nie branego pod uwagę przez poważny kapitał medialny. W tym kontekście wołanie o programy i dyskusje, o konfrontację estetyczną i światopoglądową ścierających się pokoleń jest groteską rodem ze sztuki Witkacego. Taka dyskusja odbywa się permanentnie, tyle że gotowe i zweryfikowane zyskiem kwestie podsuwa koryfeuszom sporu duch czasu, jaśnie pan mechanizm rynkowy. Tu toczy się prawdziwa dyskusja – w kuluarach hurtowni, gdzie w drzwiach od zaplecza stoi specjalnie przysposobiony osobnik, powtarzający beznamiętnym głosem – „poezji nie prowadzimy, poezji nie prowadzimy...”. A rozdarcie, o którym wspominam, doszło do krańca i wydzieliło dwie sfery rozpadającej się literatury – sprzedajnej i niesprzedajnej. Przepraszam – sprzedającej się i niesprzedającej się. I jeszcze – jak widzę – potrzebna jest tu do czegoś krytyka. Ma umacniać gałęzie, jeżeli dobrze zrozumiałem, i współuczestniczyć w udanych interesach medialno-wydawniczych . Krytyku, daj się sprostytuować, przecież masz troje dzieci i nieszczególne warunki mieszkaniowe! Spieraj się teraz młody poeto ze swym trochę starszym kolegą dla ciebie już trupem, zakładaj szturmujące pismo, formułuj programy, pisz płomienny manifest... ale na Berdyczów, bo tutaj na miejscu nikt cię nie chce, nikt nie czeka na twoje kabaretowe gesty nie z tej epoki. Hurtownie i księgarnie nastawione są na przyspieszoną produkcję pieniędzy, wydawnictwa informują cię, że rozumieją twoją sytuację („ale sam Pan to rozumie”), szkoła dusi się własną niemożnością znalezienia płaszczyzny porozumienia z najnowszą literaturą (więc nie podrzucaj nauczycielom zmęczonym „całym pięćdziesięcioleciem” swych zaszyfrowanych i hermetycznych komunikatów), zaś Autorytety oświadczają ci, że i tak piszesz „pod parasolem wzniesionym przez Gigantów”. To cytat z następnego tekstu, który mnie pouczył (bo już ani pomieszał, ani dotknął), z artykułu Adama Zagajewskiego w „Gazecie Wyborczej” zatytułowanego „Pisać po polsku”. Najbardziej zapalny dla mnie wątek tego eseju dotyczy „użytkowania wolności”. Zgadzam się, że następstwem każdej nagle wybuchłej wolności mogą być zagrożenia. Niektóre próbuję w tym tekście po swojemu nazywać. Tylko że ta wolność wybucha już kolejny rok. I przyniosła wiele świetnych pojedynczych wierszy i całe ich zbiory, które z pewnością zagrożeniom tym zaprzeczyły, które wymknęły się w swym rozmachu z kręgu zbyt łatwych kategoryzacji i ocen. I na pewno nie mogą poświadczać prawdziwości dalszych słów Adama Zagajewskiego, jakoby upragniona wolność automatycznie zaowocowała w literaturze trywialnością. „...trywialność jest dozwolona, teraz można lekko, trywialnie i dosyć ładnie pisać o sobie i o wszystkim innym...”. Trywialnością? W przypadku tych, o których mówię, to raczej było specyficzne uwznioślenie – wybicie języka poetyckiego na niepodległość emocjonalną i stylistyczną, wypracowanie nowej składni lirycznej. „W literaturze jednak parasol nie tylko chroni przed deszczem, zasłania także gwiaździste niebo, nie wiadomo więc, na jak długo wystarczy tej opieki.” Opieki? Młodzi poeci (wtedy młodzi) bardzo szybko – kilkoma zdecydowanymi sztychami ostrego, rzeczowego języka – pozbyli się tego kabotyńskiego balastu i zrzucili z pleców niesione tam – owszem – przez jakiś czas truchła tak zwanych gigantów. Komedia Edypa jednak została odegrana. Rzecz w tym, że nie na łamach „Zeszytów Literackich”, więc może słabo widoczna. Powiedziano „ten dupek Herbert”, powiedziano „ nie ma o mnie niczego u Polkowskiego i reszty”, powiedziano „Nie nazwałeś skurwielami skurwieli, którzy znaczyli karty narodów i praw”, powiedziano „wiersze pana nie są zbyt udane, a wasi kapłani, mówiąc bez ogródek, wpychają ryj wszędzie”, powiedziano wiele innych mocnych słów o bizantyjskim „etosiarskim” przepychu i śmiesznym zjawisku gigantomanii, po czym pozamykano wszystkie książeczki do nabożeństwa i te z kombatanckimi bonmotami też. Gdzieś tam, między okładkami, jeszcze słychać jakiś pisk. Kiedyś może znów wybuchnie, jak to w historycznoliterackim tańcu bywa. Teraz jest słabo słyszalny. Teraz się inaczej mówi i pisze inaczej. Bo pisze się, jak mówi. Nie deklamuje się, nie kadzi z retorycznej mównicy, nie cyzeluje traktatów o koniecznym oporze, nie kreuje teatralnego i lalkowatego borykania z losem. Czy to pospolitość? Można się spierać. Pamiętajmy jednak, że za plecami stoi Szekspir: „Słowa, słowa, słowa.” Odchodzi piękne pokolenie, zabierając ze sobą mitologię kwestii smaku i solidarności, wzniosłości i oporu. I chyba nie trzeba, odchodząc, mówić o następcach, że prostacy. No cóż, pewnie z jakichś mniej wzniosłych gigantów wyrośli. Nie każdemu gigantowi Miłosz na imię. Czy Wat. Z drugiej strony jakoś nie przekonuje mnie wybijanie się pokolenia na niepodległość w „haartowskim” stylu , to znaczy w sposób dowodzący, że tak w istocie poezji nie czuje się i nie rozumie, nie ceni i nie szanuje, uważając, że jest tylko kłopotliwą dobudówką do nieźle sprzedającej się prozy, natomiast uwielbia się rozważania o dynamice społecznej, a przy okazji zręcznie przemyca własną wizję sprzedaży tomików. Tomików określonego autoramentu. Określonego wydawnictwa. Gdy się chce za wszelką cenę pokazać, że wszystko można sprzedać, a określoną poezję szybko wylansować, że wystarczy byle szumek na licznie odwiedzanym blogu i zdecydowane oświadczenie na okładce, że ta poezja jest „po prostu zajebista”.

Karol Maliszewski
Komentarze
Bogdan Zdanowicz dnia 06.11.2007 09:45
No i dobrze Karolu, prawie mógłbym się z Tobą zgodzić, może nawet we wciąż (jednak!) żywej "kwestii smaku".
Z jednej strony piszesz o braku "dysput", z drugiej masz pretensję, że "odchodzący" mówią, co mówią. Artykuł, i autor, z którym polemizujesz ma jednak tę swoją, specyficzną dykcję eleganckiej wyniosłości. Ustawienie tego problemu w znanym od starożytności motywie, że co dobre - to już było, jest uproszczeniem. Są inni autorzy - inne postawy w tym pokoleniu "starców" ;) Zdaję sobie sprawę, że wyostrzasz celowo, bo pewnie ani nie jest tak źle z tą marketingowością aktualnej poezji (tzn. jest gorzej, skoro się nie "przebija"), ani też nie są zerwane więzi międzypokoleniowe (zobacz choćby to, co robi wydawniczo Krynicki w swoim a5). Powrócę jednak do "kwestii smaku", bo wydaje mi się, że jest to ważne - to dziś się może nazywać "warto być przyzwoitym", to może znaczyć też "róbmy swoje". Do tego potrzebna jest "wiara" i przekonanie, pomysł - projekt, widzenie dalsze niż "dziś", czytanie "szersze" - ponad "obowiązującym" modelem poezjowania. Wiem, że nie da się zawrócić rzeki - ta jednak płynie od źródeł do ujścia, niosąc w sobie wiele, jest swoistym zapisem miejsc i czasu.
Wiem, że Ty to wszystko wiesz i że masz w sobie ten potrzebny imperatyw :) - w tym nie ma sporu.
Pozdrawiam - b.
zet dnia 25.11.2007 21:34
Panie Karolu, z zainteresowaniem przeczytałem pańskie rozważania. Odnosić się do nich merytorycznie nie będę, bo pleść byle czego, jak niektórzy nie lubię. Mam zbyt małą wiedzę na ten temat. Obiecuję jednak, że będę czytał, jeżeli zamieści pan następne. Pozdrawiam.
pszren dnia 30.11.2007 10:18
widzę że nie wiesz co się dzieje.
zoja dnia 28.02.2008 12:42
Panie Karolu, a czy nie dzieje się tak właśnie na życzenie poetów? Wspólczesna poezja bywa trudna do zrozumienia dla przeciętnego czytelnika, nie kupi czegoś czego nie rozumie. Dlaczego ciągle chętnie kupuje się poezję "minioną"? Dlaczego zmuszani jesteśmy przez krytykujących do pisania ciężkich, zawiłych tekstów, nasączonych słowami, których rzadko się używa, a bywa, że znanych tylko nielicznym. Dlaczego wszystko co jest lekkie i podobne do minionych stylów okrzykuje się grafomanią i banalnością?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Pajacyk
[www.pajacyk.pl]
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Aktualności
Szacunek dla tych, k...
Jubileusz
XII OKP im. Michała ...
OKP Festiwalu Litera...
VII OK Poezji dla Dz...
OKP "Środek Wyrazu" ...
XVIII Konkurs Litera...
REFLEKSY XVII Ogólno...
XXXIX OKL im. Mieczy...
Wyniki XLIV OKP "O L...
Użytkownicy
Gości Online: 15
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanych Użytkowników: 6 439
Nieaktywowani Użytkownicy: 0
Najnowszy Użytkownik: chimi

nie ponosimy żadnej odpowiedzialności za treść wpisów
dokonywanych przez gości i użytkowników serwisu

PRAWA AUTORSKIE ZASTRZEŻONE

copyright © korgo sp. z o.o.
witryna jako całość i poszczególne jej fragmenty podlegają ochronie w myśl prawa autorskiego
wykorzystywanie bez zgody właściciela całości lub fragmentów serwisu jest zabronione
serwis powstał wg pomysłu Piotra Kontka i Leszka Kolczyńskiego

71899519 Unikalnych wizyt

Powered by PHP-Fusion v6.01.7 © 2003-2005