|
CZASEM BILET NA TAMTĄ STRONĘ JEST GWOŹDZIEM
IKONA
Na zardzewiałym gwoździu
(dziadek długo opowiadał mi
jak wbijał swój pierwszy dorosły
gwóźdź jak się wtedy czuł
poproszony przez ojca
gdy wręczał mu narzędzia
przyjmował coś więcej
niż młotek i gwóźdź
ojciec miał ręce opuszczone
ale wzrokiem sięgał
wyżej i dalej
przypominał pustelnika
tego z psiej jamy
co porusza rękami tylko
by błogosławić
oczy ma wielkie
gorejące
dziadek mówił że nigdy nie zapomni
tego dźwięku
gdy metal wchodzi w drewno
to echo jeszcze drzemie
w suchej ścianie
posłuchaj posłuchaj)
tafla rozszczepionego światła
nie z tego świata
Marcin Cielecki
Starożytni Rzymianie chociaż byli politeistami, pouczał mnie w szczenięcych latach przewodnik po Rzymie, ks. Piekarski, głęboko rozumieli jedną rzecz, której moglibyśmy się od nich nauczyć – my dumni monoteiści, zawołani Chrześcijanie. Ich politeizm był doprowadzony niemal do absurdu. Mieli bożków od zamykania drzwi, od tego żeby wino dobrze sfermentowało, od tego, żeby konie nie kulały – cały ich świat był przeniknięty transcendencją, którą my – urodzeni w drugiej połowie XX wieku gubimy coraz częściej i szukamy po omacku. Pomyśl tylko – u nich nawet drzwi zamykały się z woli boskiej.
Coś z tego głodu transcendencji, coś z tęsknoty za nią odkryłem w wierszu młodego poety z Olsztyna, nota bene teologa z wykształcenia. To bardzo rzadki przykład, kiedy duchowa żarliwość znajduje odpowiednie odbicie w ciekawym i konsekwentnie zrealizowanym koncepcie literackim. Bo przecież Ikona to nie dowolny obraz, ale ten który w sposób odpowiednio strukturalizowany odbija doskonały porządek świata duchowego. To traktat teologiczny zamknięty w plastycznej formie jak w pigułce. Ma opowiedzieć uniwersalną zasadę boskiej harmonii, pod pozorem takiego czy innego tematu. Ma docierać do Ciebie, nie poprzez wyszukane teoretyczne dowodzenia, ale bezpośrednio, w jednej chwili jaka jest potrzebna na obiegnięcie wzrokiem powierzchni drewna.
Ten wiersz z pozoru jest tylko trójwersem, rozszczepionym obszernym wtrąceniem. Ale też to wtrącenie jest zamierzoną historią tajemną, z rodzaju tych jakie znają tylko przedmioty, które trafiają w nasze – niczego nie podejrzewające dłonie. Czy zakończeniu zabłysło by tym światłem nie z tego świata, gdyby nie owa historia tajemna opowiedziana w nawiasie? Czy z kolei historia tajemna nie byłaby banalna, płaska, gdyby nie to, że złączona jest organicznie z Ikoną i to co symbolizuje? Wtrącenie jest właściwym wypełnieniem tego, co wieczne i niezmienne, bez którego to wypełnienia transcendencja jest jak miedź brzęcząca. Wieczna jest tafla rozszczepionego na kształty, kontury, barwy, dźwięki – światła. Refleksy przechodzące przez pryzmat codzienności zmieniają się, migoczą, bo świat, to migotanie, wieczna zmienność, czasem uprzykrzona powtarzalność, czasem beznadziejna mitręga, mozół ale to w niej i przez nią dochodzi do Objawienia. Dla autora-podmiotu ta Ikona to cała seria bardzo konkretnych skojarzeń, osadzonych na osi linearnego czasu (który nie tyka istoty Ikony, jej istota jest poza-czasowa). Ojciec dziadka ma przydane cechy eremity, przekazującego w dół drabiny pokoleń nie tylko narzędzia, ale zasadę porządku, codziennego czynienia kosmosu, wyłaniania świata z magmy przypadkowości. Oznaczony jest w tym wierszu ziemska niemocą, jest prawie po tamtej stronie ale to właśnie daje mu błogosławiącą moc. Dla podmiotu lirycznego ta Ikona i dźwięk drewna k lutego metalem jest dopiero wyzwaniem, dopiero dostrzegł, że za niemal banalnym drobiazgiem kryje się coś więcej, jest zatem tylko nieco dalej od Ciebie w tym rozpoznaniu, zatem gotowy na spotkanie z Tobą. W tym dziedziczeniu możesz stać się uczestnikiem. W prostym dźwięku wbijanego gwoździa ( z czym się jeszcze Tobie kojarzy wbijanie gwoździa, z czym?), niekoniecznie zaraz w aureolach, znakach wielkich, wiecznych z definicji, oczywistych – mieszka Tajemnica. Rzecz zwykła, niepozorna, jak ziarno gorczycy też nosi w sobie historie warta wysłuchania do końca. Za tą historia stoi, jak sądzę, przekonanie że droga zbawienia wiedzie zawsze przez twarz bliźniego, a czasem przez dawno zaklęty w drewnie dźwięk wbijania gwoździa.
Radosław Wiśniewski
|
|