|
Gliwicki poeta Jacek Kawecki debiutował arkuszem poetyckim Wzrok Bazyliszka (2007). Dwa lata później opublikował debiutancki tomik Przewodnik dla nieprzygotowanych. Minęły kolejne dwa lata i ukazała się trzecia książka Kaweckiego Efekt placebo. Zwracam uwagę na tę regularność czy też symetryczność, gdyż daje ona o sobie znać w najnowszej książce Kaweckiego.
Już wstępna lektura tomu pozwala zauważyć, że Efekt placebo to spójna i przemyślana struktura. Materiał poetycki został w książce Kaweckiego podzielony na trzy części i „obsłużony” w każdej z nich innym rodzajem wiersza. I tak, część pierwsza, nosząca tytuł „Insomnia”, zawiera kilkanaście decistychów (wierszy dziesięciowersowych w układzie dystychowym), część druga, stanowiąca swoistą wariację na temat „Kuli”, napisana została białym sonetem stroficznym, zaś część trzecia, „Lekcje umierania” to na dobrą sprawę poemat złożony z dwudziestu numerowanych ogniw.
Ta klarowność, symetryczność, klasyczność aż biją w oczy. I właśnie przez to są podejrzane, stanowią bowiem rodzaj, świadomie wskazywanej czytelnikowi, nadwyżki porządku, która, per contrastam, zderzona zostaje z rytmem i sensem słów, związków wyrazowych, zdań, wersów wcale na porządek niewskazujących i nieprowadzących do jego wzmocnienia czy ugruntowania. A skoro tak się rzeczy mają, to efekt placebo (fingowanie, substytucja, symulacja) ujawniony zostaje już na poziomie konstrukcji tomu i konwencji, jakimi autor się posługuje.
Kawecki jest raczej poetą „figury” niż „dyskursu” (terminy S. Lasha), a to oznacza prymat id nad ego, obrazu nad pojęciem, traktowanie wiersza jako „wydzieliny” doświadczeń traumatycznych i wypartych, a nie eksponowanie intelektu jako siły panującej nad strukturami i znaczeniami. To wszystko sprawia, że Efekt placebo trzeba czytać niejako pod włos; pod prąd ujawnionej racjonalności i klarowności, bo też najciekawsze rzeczy dzieją się w tej książce „wewnątrz poematu” a nie na jego powierzchni. Jakie to rzeczy?
Na niektóre z nich wskazuje status podmiotu wierszy Kaweckiego. W pewnych utworach jest to dobitnie artykułowane Ja, w innych głos jakiejś zbiorowości, w jeszcze innych obserwator postrzegający „onych” w rozmaitych sytuacjach, zdarzeniach, zajściach. To sytuowanie podmiotu w różnych rolach i percepcjach może świadczyć o pragnieniu dotykania rzeczywistości od wielu stron i nastrojeń. Wyróżniam zmysł dotyku nie bez przyczyny, bo również tu działa, po trosze, efekt placebo.
Podmiot wierszy Kaweckiego przede wszystkim patrzy, rejestruje, postrzega rzeczywistość z pewnego dystansu. Gdy jednak przyjrzeć się bliżej jego percepcji, można odnieść wrażenie, iż nie tyle patrzy, co raczej dotyka, a więc próbuje wejść w bardziej bezpośredni kontakt z rzeczywistością. Inaczej mówiąc, próbuje przejść od percepcji dystansu do percepcji (współ)obcowania. Pragnie nawiązać współodczuwający kontakt z tym, na czym mu najbardziej zależy. A z czym, chciałoby się zapytać, czuje się szczególnie związany?
Zdaje mi się, że z istnieniem w stanie zagrożenia, autodestrukcji, nicestwienia, z istnieniem, które żyje w permanentnym poczuciu osaczenia, uwięzienia, a zarazem pragnie wyrwać się z tej przestrzeni, z tego sposobu postrzegania siebie oraz swej sytuacji. Czyż bezsenność, figura kuli, umierające ciało nie są u Kaweckiego sygnałami/znakami/metaforami rozmaitych więzień/(u)wiezień, z których próbujemy się wyrwać? Do tych więzień/(u)więzień należą również forma, konwencja, język („Słowa stają się celą / O miękkich ścianach”). Nie sposób bowiem manifestować swojego istnienia, nie natrafiając raz po raz na uniformizującą opresję tak albo inaczej sformatowanych oglądów, pojęć, dyskursów. Ale też, z drugiej strony, czyż możemy się bez nich obyć? Co nam zostaje, gdy ogołocimy się ze wszystkich form, konwencji, języków? Kim będziemy, gdy porzucimy to wszystko? Być może nikim, pustynią, nicością? A może właśnie wtedy, i w takim stanie doświadczymy „nagiego i totalnego istnienia”? („Stajesz / W obliczu nagiego faktu, że jesteś”).
Podmiot wielu wierszy Kaweckiego to uważny, przenikliwy obserwator, który w dostępnej mu rzeczywistości tropi przejawy erozji, jałowości, nudy, obumierania. Swoje obserwacje zapisuje językiem eliptycznym a zarazem konkludywnym. Eliptyczność pozwala poecie rejestrować jednocześnie wiele zdarzeń, sytuacji, przejawów istnienia. Są one jedynie sygnalizowane, sporządza się ich szkice, portrety pamięciowe. Z kolei konkludywność prowadzi do poczucia, że wszystko na dobrą sprawę jest już rozstrzygnięte. Nie grozi nam żadne novum, co najwyżej skazani jesteśmy na nieustanne powtórki; nadmiar i przerost powtórek („Świat pęka w szwach, / Na granicy rozkładu”). Ten ruch nie tylko nie generuje żadnego istotnego sensu, ale wytrawia z sensu te segmenty świata, które jeszcze ów głębszy sens posiadają. Nic więc dziwnego, że rzeczywistość pustynnieje a zarazem staje się niewyraźna, mgławicowa:
Tu nie da się mieszkać. Szary dym krąży między
Ludźmi. Zaciska się pętla na szyi. Cicho.
„Raport z wygnania”
Czy podmiot wierszy Kaweckiego ma jakiś swój pomysł na funkcjonowanie w tak postrzeganym, diagnozowanym, interpretowanym świecie? Wydaje się, że taki pomysł posiada. Sprowadzałby się on do chronienia podmiotowej wrażliwości i indywidualnego języka przed kliszami percepcji i artykulacji. Nie na darmo podmiot niejednokrotnie napomina siebie, aby pozostawał uważny i czujny w świecie, w którym „Zatarciu ulega czujność”. Wyostrzona percepcja pozwala bowiem przebijać się przez skostniałe, spetryfikowane oglądy i języki, stwarzając szansę na autentycznie własne przeżycia, doświadczenia, artykulacje. W tym sensie poezja autora Efektu placebo jest nie tylko „walką o tlen”, ale także życiem i pisaniem wewnątrz „otwartej rany”. Są to, oprócz innych, niebłahe jakości, wskazujące na rangę i wiarygodność wierszy gliwickiego autora.
Jacek Kawecki, Efekt placebo, Instytut Mikołowski, Mikołów 2011, ss. 64.
|
|