Jackowi, w podzięce za podróż
wyprane całe antytowarzystwo,
kac, Ildefonsie, kiedyś tam przed lasem
ujdzie, bo lepsze nad wodą lenistwo,
niźliby miał się kto wysilać, za się
ręczyć nie mogę, za ciebie nie wiara,
o szum i bulgot trudno kogoś karać
skoro nas trzech tu i każdy do swego,
natura strzyga od fali do wiewu,
skąd wiesz, że wiersze jak te klocki lego
będą składane, lepiej ty nas nie wódź
by kolej losu jęła w białą plamę
pióra, poloty, kartki i atrament,
skoro w makietach oddech czasu zastygł
i cud komina po głębinie broczy,
słońce przemknęło bez prawka i piasty,
a chmura wzdęła okolicę po czym
od ziela w biele gęsi się i rzęsi
czyśmy aż tacy od wnętrz niedzisiejsi?
skoro nam bajki rymy odszczypują,
kolor płowieje a niepamięć kurzem,
miast leśniczówki obsadzony tują
skansen? muzeum? oby kogoś urzekł,
patrz, Ildefonsie, Jacek wiersz napisał,
a mi się ciągnie myśl jak jakaś rysa,
skoro świat dęba staje raz za razem,
brzoza głupiemu, jedlina niestrawna,
rz owad gadzina wyptasi się płazem
i zassie ludzko, jak prawiono z dawna:
rz gał czyń ski po to by ślizgiem po chłodzie
w dechę po desce trendem z mód wybodzieć.
skoro wyprane i zwieszone mości,
to szukać brudu tylko wprawnym w piśmie
a ty, jeżeli kiedyś tu zagościsz
to gablot zgiełk od progu zaraz wyśmiej
by oberwało się i na lenistwo
znów szło do prania antytowarzystwo.
|