z komersu szliśmy prawie boso
drogą co nieco pokręconą
z obłoków tańca ranną rosą
padała młodość zalękniona
jeszcze szumiały tanga w głowie
szampan i wino, śpiew wieczorem
i pocałunki wśród listowia
w bzie lub gdzieś w parku pod jaworem
wiatr porozganiał nas po świecie
życie zatruli towarzysze
pamięć czasami z nas wymiecie
przeszłości mgłę- poranną ciszę
gdy po raz pierwszy brałem w ramiona
zlęknioną łanię o wielkich oczach
byłaś tak skromna i tak spragniona
jak trawa miękka, jak kwiat urocza
park majem pachniał niesamowicie
uścisk niewinny, dosięgnął grzechu
zdawszy maturę w dorosłe życie
wskoczyłaś ze mną w rwanym oddechu
|