Jak Helios stojąc w bramie, zapalam Camela.
Zderzenie samochodów na mojej ulicy.
Czas wspinać się do góry.
Już widzę gapiów tłumy, już widzę półżywych
lecz patrzę obojętnie z sennego półpiętra.
Wyjeżdzam windą parną.
Kobietę znam ciężarną i słyszę płacz dziecka
lecz badam dół z wieżowca ślepiami ciemnymi.
I zjeżdzam po barierce.
Przybywa odsiecz w erce: sygnały i krzyki!
To wszystko obserwując, dogaszam Camela.
W piwnice schodzę mroczne.
I wreszcie tam odpocznę (od patrzenia z okien).
I usnę nic nie robiąc by poczuć się
bogiem.
|