Zaczyna się tutaj, wychodzi z morza, wchodzi we mnie
wzorem piasku między palce, gdy drzewa na ścianie
zdrapują farbę. Pod paznokciami trzymamy znane słowa,
ale czy widzisz miejsca? Nocą, kiedy wymawiam twoje
imię z dymem w płucach a gaz się nie ulatnia, i nic
nie spłonie. Po prostu umrze bezcielesne, jak kiedyś
dzieciństwo lub potrzeba. Głęboki oddech o powrocie
do domu. Dwa kroki od brzegu, dziwna bliskość plecami
do słońca. Jeszcze przypalisz najbliższe śniadania, więc
zawczasu zwilż usta. Bo twój uśmiech mnie nie potrzebuje,
lecz mój wymaga nowego kapelusza, światła pokonującego
dystans. Pociągu stąd, z filmów, w których wieczory znikają,
niczym klucz w zamku. Lecz ty zostaniesz
i będę cię powtarzał, jak stolice państw. Kojarzył
według ulubionych drużyn. Poczekam aż ułożysz się
ze zwykłych słów albo dopiszę zapach kolendry
do metek twych ubrań. Wtedy może to wytrzymam
lub, pewnego dnia, porozmawiamy o pamięci.
Dodane przez Ewan_McTeagle
dnia 17.04.2008 04:07 ˇ
7 Komentarzy ·
699 Czytań ·
|